W dniu 26.VIII.2007 r. odbędą się VIII DOŻYNKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO w koszęcińskim kompleksie pałacowo-parkowym, siedzibie Zespołu Śląsk. Kilka słów przypomnienia historii rozwoju dożynek na Śląsku.
Zwożeniu zboża z pola niejednokrotnie towarzyszyły zmagania z warunkami atmosferycznymi, jak deszcz czy grad. Nie było czasu na nic, często zapomniało się w ciągu dnia o jedzeniu. Bywało, że w tygodniu padał deszcz a w niedzielę świeciło od rana słońce. Wtedy delegacja zacnych gospodarzy szła do księdza proboszcza, żeby prosić o zezwolenie na przywóz zboża z pola.
Ksiądz zazwyczaj udzielał takiej dyspensy, ale po ostatniej mszy porannej.
Gospodarze czekali z furmankami opodal kościoła niespokojnie patrząc w niebo, które się już chmurzyło i na świątynię, kiedy wyjdzie z niej pierwszy uczestnik mszy świętej.
Wtedy działo się coś niesamowitego, konie z wozami pędziły galopem przez wieś, przypominało to raczej wyścigi rydwanów. Fury podskakiwały niebezpiecznie na kocich łbach (rodzaj kamienia), jakimi były zazwyczaj wybrukowane ulice.
Jednakże kiedy jechano do stodoły z ostatnim wozem zboża, było śląskim obyczajem zatrzymać się przy przydrożnej kapliczce albo krzyżu, żeby podziękować Bogu za zebrane plony.
Po zebraniu całego zboża z pola, ściernisko zostało dokładnie wygrabione.
Do tego celu służyło specjalne grabisko, szerokie na około półtora metra, oraz półmetrowych zębach, które zazwyczaj ciągły dwie osoby. Z zebranej słomy robiono ponownie snopki, które po Śląsku nazywano ociepkami. Nagrabionej słomy nie było już wiele, dlatego jeżeli ktoś mieszkał blisko pola była zwożona na tragaczach (jednokołowa taczka do gnoju).
Przywóz ostatniego snopa miał uroczystą oprawę, nazywało się to “Die letzte Garbe”.
Słowo “ociepka” i “Die Garbe” jest rodzaju żeńskiego, dlatego snop był ubierany w strój kobiecy np. w zapaskę starki.
Tego dnia wieczerza była lepsza bo gospodyni miała więcej czasu, a gospodarz sięgnął do buta po schowaną tam flaszkę z samogonem z zeszłorocznego zboża.
Następnie przystępowano do młócenia za pomocą cepów lub nowocześniej młockarni.
Biedny koń, który miał worek na łbie, cały dzień chodził w koło i za pomocą kieratu napędzał młockarnię.
Po zwiezieniu wszystkich płodów rolnych pozostało tylko czekać na uroczyste jesienne dożynki.
Historia dożynek na świecie sięga czasów biblijnych, przez Żydów nazwane Sokut. Jak wyglądało święto Sokut możemy się dowiedzieć z Księgi Nachemiasza ” … gromadził się tedy wszystek lud jak jeden mąż w Jeruzalem. Tu naznosiwszy z gór przeróżnych ozdób liściowych, …” W ceremonii sekutowej potrząsano na cztery strony świata, czteroma gatunkami gałązek z palmy, wierzby, mirtu i cytrusa. Wyobrażało to świat upraw i przypominało młócenie gałęziami.
Świętowano od 15 do 21 tiszri tj. na przełomie września i października, po zakończeniu żniw i zwiezieniu całorocznych zbiorów.
Radowano się, wśród zabawy spożywali ofiarne jadło i mieszkali w tym czasie w szałasach wybudowanych z gałęzi palm.
W sefer Tora jest napisane “Będziesz obchodził święto szałasów prze 7 dni, po zebraniu plonów z twego klepiska i twojej tłoczni ” (Pwt 16).
Przez wszystkie dni święte składano ofiary z płodów rolnych, owoców oraz ofiarę całopalną z siedemdziesięciu byków. Starożytni Rzymianie też świętowali przez kilka dni uroczystość o nazwie “feriae messis” (dni żniwnego świętowania) .
W spisanych tzw. mowach papieża Leona I Wielkiego (29.IV.440 r. – 10.XI.461 r.) są wzmianki o jesiennych Dniach Kwartalnych, które przypadają pod koniec września na wzór pogańskiego “feriae messis” , był to kościelny początek dziękczynienia za zebrane plony.
W średniowiecznej Polsce również świętowano dożynki przez 3 dni w październiku, a na Śląsku był już obyczaj uczestniczenia we mszy wotywnej z błogosławieństwem plonów.
W Prusach ustalono w 1773r. że po św. Michale Archaniele w pierwszą niedzielę października odprawiać dożynki. Koszęcin do 25.VI.1922r. znajdował się w granicach Niemiec, w niemieckiej obyczajowości było i jest odprawiać dożynki w październiku.
Natomiast w polskiej obyczajowości dożynki odprawiano na święto Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia) patronki dobrych zbiorów.
Radosne obchody dożynek rozpoczynano pochodem, gromadzono się zazwyczaj na jakimś centralnym placu, stamtąd przechodzono główna ulicą do kościoła.
Na czele pochodu szedł właściciel majątku lub zamożny gospodarz, za nim orkiestra wiejska. Za muzykantami niesiono wieniec dożynkowy.
Tradycja niesienia wieńca dożynkowego (na Śląsku nazywanego koroną) sięga czasów średniowiecznych i była znana w Polsce, Prusach i Litwie.
Początkowo wieniec był zdecydowanie mniejszy.
Nosiła go na głowie najdzielniejsza żniwiarka.
O czym wspomina Wespazyan Kochowski (1633-1700) w “Psalmodyi polskiej” w słowach.
“Ty co raz wieniec żytni, także pszenny
Spokojnie na mej gdy położysz głowie
Za fraszkę wasze korony, królowie!”.
Z czasem zwiększano wymiary korony o kształcie piramidalnym, do tego stopnia, że teraz można ją transportować na noszach i coraz częściej na platformie.
Śląskie korony, kobiety wiły z kłosów żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa.
Całość dekorowano kwiatami, drobnymi owocami i wstążkami.
Korona była niesiona przez najlepszych kośników ( żeńców ), co było dla nich wyróżnieniem.
Następnie jechały furmanki, na których każdy gospodarz pokazywał to, co wyprodukował. Jeżeli zajmował się produkcją zboża, to miał pełną furmankę snopów, jeżeli ziemniaków, kapusty, kukurydzy, ćwikły itp. to tym miał wypełniony wóz.
W niektórych miejscowościach w pochodzie brał też czynny udział właściciel tartaku, traktor ciągnął wóz pełen dłużycy, bo ona też urosła i co najważniejsze drzewo służyło do gotowania codziennych posiłków.
Po pochodzie odbywało się wspólne świętowanie przy muzyce, tańcach i śpiewie, do późnych godzin nocnych, jeżeli pogoda zawiodła to uczestnicy zabawy przenosili się do spichrza.
Fryderyk Zgodzaj